Z
moich mrzonek o przyjemnym i ciepłym wieczorze nie zostało zupełnie nic.
Kochany Nowy Jork jak zawsze płatał figle i rozpoczął majowe dni od wiatru i
zachmurzonego nieba. Zmięłam w ustach kilka przekleństw i mocniej zacisnęłam
poły dyplomatki by dojmujący wiatr nie przewiał mnie do żywego.
Przeklęty Jonathan O’Conell,
który właśnie dziś postanowił przetrzymać mnie dłużej w pracy. Gdyby nie mój
apodyktyczny szef miałabym więcej czasu
na przemyślenie mojego stroju. Zdecydowanie dwuczęściowa, szafirowa sukienka z
falbanką na środku i lekki, czarny płaszcz nie były wymarzonym strojem na dziś
wieczór.
Jednak potrzebowałam chwili wytchnienia i czułam, że potrzebuję kilku mocnych drinków, które wyłączą mózg. Niestety przez całe dwadzieścia cztery lata zastanawiałam się gdzie to ja się podziewałam kiedy rozdawali asertywność? Matka pewnie powiedziałaby, że po urodę i klasę co do pewnego stopnia jest prawdą. Ojciec natomiast powiedziałby, że obydwie wygadujemy bzdury i czym prędzej mamy zakończyć te błazenady. No, ale cóż ja jestem w stanie poradzić, że przez całe życie nie posiadłam techniki stanowczego mówienia „nie” – ani mówienia jakiegokolwiek innego „nie” – i dlatego nie odmówiłam Johnowi?
Rzuciłam okiem na długą kolejkę przed Dizzy’s i wzdrygnęłam się. Jeśli naprawdę mam się upić tego wieczoru właśnie tutaj, a bramkarz nie zacznie szybciej selekcjonować ludzi to do rana nie ma mowy o tym, żebym chociaż przekroczyła lobby. Tupnęłam obcasem poirytowana i zdając się na moje marne dziś szczęście podeszłam do mężczyzny wpuszczającego do klubu ludzi i postanowiłam jakoś go przekonać żeby wpuścił mnie bez kolejki.
- Słuchaj no mała, takich jak ty to ja mam tu na pęczki wiec spadaj stąd zanim stracę cierpliwość. – Warknął dość nieprzyjemnie w moją stronę, a potem bezceremonialnie taksował mnie wzrokiem.
Czułam jak gotuje się we mnie krew, ale jak ja, ledwie stu sześćdziesięciu centymetrowa brunetka o wątłych ramionach i w niebotycznych szpilkach od Louboutina mogłam cokolwiek na to poradzić?
- Pożałujesz tego – Rzuciłam oschle i zacisnęłam dłonie w pieści, po czym już-już miałam zamiar odwrócić się na pięcie i wrócić do domu, kiedy poczułam silną dłoń na mojej talii.
Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. No tak oprócz braku asertywności, nie posiadałam również umiejętności zachowania się w niespodziewanych sytuacjach. No ale otwarte usta i wielkie oczy, gdzie ta klasa o której ciągle mówiła matka? Niech Bóg mnie broni od kolejnej kompromitacji inaczej za sekundę zapadnę się pod ziemię.
- Jakiś problem Max? – gdzieś koło ucha błąkał mi się silny, męski głos. Byłam jednak zbyt spanikowana by zrobić cokolwiek.
Jedyne co widziałam to głupia mina bramkarza – miejmy nadzieję, że głupsza od mojej – i twarze dziewczyn, które stały tuż obok drzwi i jak się domyślam miały zaraz wejść do środka.
- Ta dziewczyna jest ze mną – Znów ten sam zachrypnięty bas. Po ciele przeszyły mi ciarki i gdyby nie silna dłoń, która mocno trzymała mnie za kibić pewnie runęłabym jak długa na ziemię.
Dlaczego zachowuję się jak wariatka przy facecie? To zdecydowanie nie w moim stylu, gdyby tylko Connie mnie teraz widziała miałaby używanie do końca świata i o jeden dzień dłużej. Sama myśl była przerażająca! Manson, weź się w garść natychmiast!
Ad futurum rei memoriam.
Lobby klubu było duże i bardzo stylowo urządzone. Podłogi wyłożono miękkim dywanem w kolorze cappuccino, pod ścianami były ustawione niewielkie skórzane czarne sofy i szklane stoliki. Ściany były potraktowane ciemnym brązem i ozdobione pstrokatymi impresjonistycznymi obrazami. Dosłownie czuło się rękę dobrego projektanta wnętrz i duże pieniądze. Cóż, w takich miejscach czułam się dobrze.
- Nawet mi nie podziękujesz za wprowadzenie? – Na twarzy mężczyzny gościł sardoniczny uśmiech. Nie, nie to zdecydowanie nie był jeszcze mężczyzna. Raczej chłopak i z cała pewnością był młodszy ode mnie. Jego delikatne rysy twarzy wskazywały, że nie miał więcej niż dziewiętnaście może dwadzieścia lat. Boże co ja robiłam w ekskluzywnym klubie z takim młokosem?
- Dziękuję - bąknęłam i poczułam jak pąsowieje na twarzy.
Naprawdę nisko upadłam.
Postawiłam kilka niepewnych kroków i kolejny raz poczułam jego dłoń, tym razem na przedramieniu. Cóż za uparty dupek! Przemknęło mi przez myśl i odwróciłam się, by nawrzucać mu o jego nietakcie i jakże irytującym zachowaniu.
- Czego?! – Sama nawet nie wiem kiedy tu słowo wypadło z moich ust. Zupełnie jakby krtań była poza moją kontrolą i wytwarzała dźwięki, które usta formowały w słowa zupełnie w brew mojej woli.
- Myślałem, że w jakiś lepszy sposób okażesz swoją wdzięczność.
- Posłuchaj no! – warknęłam i machnęłam mu przed twarzą moim starannie wypiłowanym i pomalowanym na szkarłat paznokciem. – Wcale nie muszę ci jakoś specjalnie dziękować za wprowadzenie tutaj. Nie prosiłam cię o nic i nie jestem ci nic winna. Zrozumiano? – Delikatnie skinienie głowy oznaczało zgodę.
Teatralnie zarzuciłam długimi włosami i odwracając się pomaszerowałam do głównej części lokalu. Chodzenie na tych piekielnie drogich szpilkach było może mało komfortowe, ale wiedząc jak wyglądały w nich moje nogi i tyłek dodawały mi animuszu i nawet nie czułam bolących stóp.
Z szerokim uśmiechem podeszłam do przystojnego barmana i zamówiłam pierwszego tego wieczoru Cosmopolitana. Obserwując wprawne ruchy przygotowującego dla mnie alkohol mężczyzny uśmiechnęłam się. Wreszcie odpocznę po całym tygodniu harówki dla O’Conella i przestanę myśleć o upierdliwym chłoptasiu, który próbował swoich sztuczek na mnie. Tak właściwie czemu zaprzątam nim sobie głowę?
- Proszę.
Kieliszek wylądował na wypolerowanym blacie tuż pod moim nosem. Bezwiednie oblizałam wargi i pociągnęłam spory łyk. Wódka i jazz, który szumiał gdzieś w tle zrobiły mi dobrze. Jeszcze tylko kilka kolejek i mogę wrócić do mieszkania i nawet wysłuchiwać opowieści Connie o tym jak to dziś przez cały dzień wylegiwała się lub o zgrozo – podrywała Bogu ducha winnych facetów. Tak moja współlokatorka, a zarazem najlepsza przyjaciółka od wczesnego dzieciństwa to femme fatale. Bez mrugnięcia okiem owijała sobie mężczyzn wokół palca, a kiedy ci byli w stanie rzucić jej świat do stóp ona zostawiała ich bez słowa wyjaśnienia. To prawda, była okrutna i piękna. Jej blond kręcone włosy opadały jej do ramion i łagodziły dosyć ostre rysy szczęki, szmaragdowe oczy za to robiły całą resztę. Connie była połączeniem oczu, włosów, nieprzyzwoicie długich nóg i obfitych piersi, które falowały przy każdym jej ruchu. Oprócz tego miała też dusze, a ja chyba byłam jedną z nielicznych osób, które miały możliwość ją poznać. Bywała opryskliwa, ale tak naprawdę potrafiła kochać do utraty tchu i walczyć o swoje jak lwica o młode. Dlaczego jednak tak łatwo odpuszczała sobie mężczyzn? No tak pieprzony Kevin, który obu nam wypaczył pogląd na sex i miłość.
Na wspomnienie pierwszej miłości zazgrzytałam zębami i mocniej zacisnęłam dłoń na nóżce kieliszka. Tylko cud sprawił, że pod wypływem siły szkło nie pękło i nie raniło przy tym moich dłoni. Alkohol miał uspokoić burzę, myśli jak widać tylko ją w wzmocnił.
Westchnęłam przeciągle, zsunęłam się ze stołka barowego i skierowałam do loży. Wygodnie umościłam się na skórzanej kanapie. Z oddali widziałam jak starszy facet intensywnie mi się przygląda. Nie wyglądał na dżentelmena, nie wyglądał nawet na miłego człowieka. Szybko odwróciłam spojrzenie od niego. Po co kusić los.
- No to może chociaż skusisz się na drinka, belle femme?- Kątem oka znów zobaczyłam natarczywego chłopca.
Jego udawany, francuski akcent był bardzo irytujący. Równie dobrze mógł być z San Diego, albo innej tego typu dziury. Tylko, co on ode mnie chciał? Faceci widzieli w kobietach tylko, to, co chcieli. Tyłek ewentualnie biust. Na moje nieszczęście należałam do kobiet obdarzonych względną urodą, co do tej pory było moim przekleństwem.
- Czego ty ode mnie oczekujesz? – Burknęłam i odwróciłam się do niego twarzą.
Spiorunowało mnie.
Jak grzmot z nieba spadł na mnie ogrom jego urody. Wielkie, orzechowe oczy wykończone wachlarzem długich czarnych rzęs. Duże, karminowe usta, które chyba bezwolnie ciągle przygryzał albo drażnił koniuszkiem języka. Delikatna opalenizna podkreślała jego brązowe idealnie wystrzyżone włosy. Diamentowe kolczyki błyszczały mu w uszach i tylko dodawały mu uroku. Taka uroda powinna być karalna. Oprócz głębokiego westchnienia nie miałam nic elokwentnego do powiedzenia.
- Co powiesz na miłą rozmowę śliczna? – Bezczelny gnój. Piekielnie przystojny bezczelny gnój.
- O odmowie nawet nie ma mowy? – starałam się by w moim głosie nie było słychać drżenia, średnio mi to wyszło.
- Spójrz na mnie i powiedz, że mam sobie iść. Zrobię co mi każesz. – Lubieżny uśmiech wykrzywił jego pełne wargi, a mnie zabrakło tłu.
Bezczelny, bezczelny, bezczelny i pewny siebie.
Cholera!
- Ja… no cóż… mógłbyś… - Och tak, ja i moje odpowiedzi. Mentalnie przywaliłam głową w blat.
- Wyduś to z siebie mała.
Pokiwałam głową i skinęłam ręką na barmana w międzynarodowym geście znaczącym „jeszcze jedną kolejkę”. Może alkohol pomoże mi odzyskać rozum, który albo wziął sobie wolne, albo zagubiłam gdzieś po drodze. Boże Clarie, weź się w garść!
Kelner przyniósł mi kolejnego Cosmopolitana, a ja niemal wyrwałam mu kieliszek z rąk i kilkoma łykami wypiłam wszystko.
- Więcej – mruknęłam. I tak zachowywałam się jak kompletna kretynka wiec chyba kolejne upokorzenie nie zrobi mi, ani mojemu ego większej różnicy.
- Na mój rachunek – Wtrącił się zanim kelner odszedł od stolika.
Za kogo on się do cholery uważa? Może nie należałam do śmietanki towarzyskiej Nowego Jorku, ale stać mnie było na drinka w przyzwoitym lokalu i mój portfel wcale na tym nie cierpiał. A niech go wszyscy diabli. Jego i te cudowne brązowe oczy. Warknęłam dużo głośniej niż zamierzałam i wygodniej rozsiadłam się na kanapie.
- Jesteś jakaś milcząca – Mruknął wprost w moje ucho.
Owiał mnie zapach jego perfum. Pachniał lasem, Martini i miętą. Odurzająca mieszanka. Zakręciło mi się w głowie. Dopiero przymknięcie powiek i dwa głębokie wdechy przywróciły mnie na ziemie. Na Boga, co się ze mną dzieje?
- Ile ty masz lat chłopcze? Od razu zauważyłam jak się puszy. Wydął wargi i żachnął się, chcąc w ten sposób pokazać swoje zdegustowanie. Czyżbym naprawdę go uraziła?
- Dwadzieścia jeden, bo co? – Wybuchłam głośnym śmiechem. Brunet ma szczęście, albo raczej nieszczęście. Z takim niewinnym wyglądem może, co najwyżej porywać dziewczynki w college’u, a nie dziewczyny w klubach pokroju Dizzy’s .
- Słuchaj nigdy nie robiłam za niańkę i jakoś nie specjalnie mnie to kręci. Poszukaj może w agencji tam na pewno się jakaś znajdzie. – Moje chamstwo poraziło nawet mnie. Z ledwością powstrzymałam się przed poszczypaniem go po jego ślicznym policzkach.
Co z tego, że był nieprzyzwoicie przystojny? Jego wiek skreślał go automatycznie. Miałam swoje zasady i nigdy nie spotykałam się z młodszymi facetami. To byłaby ujma na honorze. A może by tak raz?
Clarie Manson, masz się natychmiast wziąć w garść!
W głowie usłyszałam wrzask przyjaciółki, który miał być reakcją na moje niedorzeczne myśli. Chwała ci Stevens, za to, że jeśli cię ze mną nie ma nadal czuwasz nad tym przed kim mam zamiar rozłożyć nogi. Uch. Ta myśl zdecydowanie też nie była przyjemna.
- Nie znasz mnie, a mimo to oceniasz – syknął wyraźnie zirytowany.
- Ty też mnie nie znasz, a mimo to masz nadzieje, że wskoczę ci do łóżka. Nie ta liga, skarbie. – zacmokałam w powietrzu i podniosłam się do pionu. – Ale dzięki za drinka! – Przejechałam dłonią po jego twarzy, niby zupełnie przypadkowo dotykając jego dolnej wargi.
A niech go wszyscy diabli! Miał gładką skórę i piekielnie delikatne usta. Ile ja bym dała żeby poczuć je na sobie. Co ja bym była w stanie z nimi zrobić? Hymn, wyobrażenie sobie tego chłopaka bez nadmiaru ciuchów było nawet przyjemne. Mogłam się chociaż zapytać o jego imię.
Jednak potrzebowałam chwili wytchnienia i czułam, że potrzebuję kilku mocnych drinków, które wyłączą mózg. Niestety przez całe dwadzieścia cztery lata zastanawiałam się gdzie to ja się podziewałam kiedy rozdawali asertywność? Matka pewnie powiedziałaby, że po urodę i klasę co do pewnego stopnia jest prawdą. Ojciec natomiast powiedziałby, że obydwie wygadujemy bzdury i czym prędzej mamy zakończyć te błazenady. No, ale cóż ja jestem w stanie poradzić, że przez całe życie nie posiadłam techniki stanowczego mówienia „nie” – ani mówienia jakiegokolwiek innego „nie” – i dlatego nie odmówiłam Johnowi?
Rzuciłam okiem na długą kolejkę przed Dizzy’s i wzdrygnęłam się. Jeśli naprawdę mam się upić tego wieczoru właśnie tutaj, a bramkarz nie zacznie szybciej selekcjonować ludzi to do rana nie ma mowy o tym, żebym chociaż przekroczyła lobby. Tupnęłam obcasem poirytowana i zdając się na moje marne dziś szczęście podeszłam do mężczyzny wpuszczającego do klubu ludzi i postanowiłam jakoś go przekonać żeby wpuścił mnie bez kolejki.
- Słuchaj no mała, takich jak ty to ja mam tu na pęczki wiec spadaj stąd zanim stracę cierpliwość. – Warknął dość nieprzyjemnie w moją stronę, a potem bezceremonialnie taksował mnie wzrokiem.
Czułam jak gotuje się we mnie krew, ale jak ja, ledwie stu sześćdziesięciu centymetrowa brunetka o wątłych ramionach i w niebotycznych szpilkach od Louboutina mogłam cokolwiek na to poradzić?
- Pożałujesz tego – Rzuciłam oschle i zacisnęłam dłonie w pieści, po czym już-już miałam zamiar odwrócić się na pięcie i wrócić do domu, kiedy poczułam silną dłoń na mojej talii.
Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. No tak oprócz braku asertywności, nie posiadałam również umiejętności zachowania się w niespodziewanych sytuacjach. No ale otwarte usta i wielkie oczy, gdzie ta klasa o której ciągle mówiła matka? Niech Bóg mnie broni od kolejnej kompromitacji inaczej za sekundę zapadnę się pod ziemię.
- Jakiś problem Max? – gdzieś koło ucha błąkał mi się silny, męski głos. Byłam jednak zbyt spanikowana by zrobić cokolwiek.
Jedyne co widziałam to głupia mina bramkarza – miejmy nadzieję, że głupsza od mojej – i twarze dziewczyn, które stały tuż obok drzwi i jak się domyślam miały zaraz wejść do środka.
- Ta dziewczyna jest ze mną – Znów ten sam zachrypnięty bas. Po ciele przeszyły mi ciarki i gdyby nie silna dłoń, która mocno trzymała mnie za kibić pewnie runęłabym jak długa na ziemię.
Dlaczego zachowuję się jak wariatka przy facecie? To zdecydowanie nie w moim stylu, gdyby tylko Connie mnie teraz widziała miałaby używanie do końca świata i o jeden dzień dłużej. Sama myśl była przerażająca! Manson, weź się w garść natychmiast!
Ad futurum rei memoriam.
Lobby klubu było duże i bardzo stylowo urządzone. Podłogi wyłożono miękkim dywanem w kolorze cappuccino, pod ścianami były ustawione niewielkie skórzane czarne sofy i szklane stoliki. Ściany były potraktowane ciemnym brązem i ozdobione pstrokatymi impresjonistycznymi obrazami. Dosłownie czuło się rękę dobrego projektanta wnętrz i duże pieniądze. Cóż, w takich miejscach czułam się dobrze.
- Nawet mi nie podziękujesz za wprowadzenie? – Na twarzy mężczyzny gościł sardoniczny uśmiech. Nie, nie to zdecydowanie nie był jeszcze mężczyzna. Raczej chłopak i z cała pewnością był młodszy ode mnie. Jego delikatne rysy twarzy wskazywały, że nie miał więcej niż dziewiętnaście może dwadzieścia lat. Boże co ja robiłam w ekskluzywnym klubie z takim młokosem?
- Dziękuję - bąknęłam i poczułam jak pąsowieje na twarzy.
Naprawdę nisko upadłam.
Postawiłam kilka niepewnych kroków i kolejny raz poczułam jego dłoń, tym razem na przedramieniu. Cóż za uparty dupek! Przemknęło mi przez myśl i odwróciłam się, by nawrzucać mu o jego nietakcie i jakże irytującym zachowaniu.
- Czego?! – Sama nawet nie wiem kiedy tu słowo wypadło z moich ust. Zupełnie jakby krtań była poza moją kontrolą i wytwarzała dźwięki, które usta formowały w słowa zupełnie w brew mojej woli.
- Myślałem, że w jakiś lepszy sposób okażesz swoją wdzięczność.
- Posłuchaj no! – warknęłam i machnęłam mu przed twarzą moim starannie wypiłowanym i pomalowanym na szkarłat paznokciem. – Wcale nie muszę ci jakoś specjalnie dziękować za wprowadzenie tutaj. Nie prosiłam cię o nic i nie jestem ci nic winna. Zrozumiano? – Delikatnie skinienie głowy oznaczało zgodę.
Teatralnie zarzuciłam długimi włosami i odwracając się pomaszerowałam do głównej części lokalu. Chodzenie na tych piekielnie drogich szpilkach było może mało komfortowe, ale wiedząc jak wyglądały w nich moje nogi i tyłek dodawały mi animuszu i nawet nie czułam bolących stóp.
Z szerokim uśmiechem podeszłam do przystojnego barmana i zamówiłam pierwszego tego wieczoru Cosmopolitana. Obserwując wprawne ruchy przygotowującego dla mnie alkohol mężczyzny uśmiechnęłam się. Wreszcie odpocznę po całym tygodniu harówki dla O’Conella i przestanę myśleć o upierdliwym chłoptasiu, który próbował swoich sztuczek na mnie. Tak właściwie czemu zaprzątam nim sobie głowę?
- Proszę.
Kieliszek wylądował na wypolerowanym blacie tuż pod moim nosem. Bezwiednie oblizałam wargi i pociągnęłam spory łyk. Wódka i jazz, który szumiał gdzieś w tle zrobiły mi dobrze. Jeszcze tylko kilka kolejek i mogę wrócić do mieszkania i nawet wysłuchiwać opowieści Connie o tym jak to dziś przez cały dzień wylegiwała się lub o zgrozo – podrywała Bogu ducha winnych facetów. Tak moja współlokatorka, a zarazem najlepsza przyjaciółka od wczesnego dzieciństwa to femme fatale. Bez mrugnięcia okiem owijała sobie mężczyzn wokół palca, a kiedy ci byli w stanie rzucić jej świat do stóp ona zostawiała ich bez słowa wyjaśnienia. To prawda, była okrutna i piękna. Jej blond kręcone włosy opadały jej do ramion i łagodziły dosyć ostre rysy szczęki, szmaragdowe oczy za to robiły całą resztę. Connie była połączeniem oczu, włosów, nieprzyzwoicie długich nóg i obfitych piersi, które falowały przy każdym jej ruchu. Oprócz tego miała też dusze, a ja chyba byłam jedną z nielicznych osób, które miały możliwość ją poznać. Bywała opryskliwa, ale tak naprawdę potrafiła kochać do utraty tchu i walczyć o swoje jak lwica o młode. Dlaczego jednak tak łatwo odpuszczała sobie mężczyzn? No tak pieprzony Kevin, który obu nam wypaczył pogląd na sex i miłość.
Na wspomnienie pierwszej miłości zazgrzytałam zębami i mocniej zacisnęłam dłoń na nóżce kieliszka. Tylko cud sprawił, że pod wypływem siły szkło nie pękło i nie raniło przy tym moich dłoni. Alkohol miał uspokoić burzę, myśli jak widać tylko ją w wzmocnił.
Westchnęłam przeciągle, zsunęłam się ze stołka barowego i skierowałam do loży. Wygodnie umościłam się na skórzanej kanapie. Z oddali widziałam jak starszy facet intensywnie mi się przygląda. Nie wyglądał na dżentelmena, nie wyglądał nawet na miłego człowieka. Szybko odwróciłam spojrzenie od niego. Po co kusić los.
- No to może chociaż skusisz się na drinka, belle femme?- Kątem oka znów zobaczyłam natarczywego chłopca.
Jego udawany, francuski akcent był bardzo irytujący. Równie dobrze mógł być z San Diego, albo innej tego typu dziury. Tylko, co on ode mnie chciał? Faceci widzieli w kobietach tylko, to, co chcieli. Tyłek ewentualnie biust. Na moje nieszczęście należałam do kobiet obdarzonych względną urodą, co do tej pory było moim przekleństwem.
- Czego ty ode mnie oczekujesz? – Burknęłam i odwróciłam się do niego twarzą.
Spiorunowało mnie.
Jak grzmot z nieba spadł na mnie ogrom jego urody. Wielkie, orzechowe oczy wykończone wachlarzem długich czarnych rzęs. Duże, karminowe usta, które chyba bezwolnie ciągle przygryzał albo drażnił koniuszkiem języka. Delikatna opalenizna podkreślała jego brązowe idealnie wystrzyżone włosy. Diamentowe kolczyki błyszczały mu w uszach i tylko dodawały mu uroku. Taka uroda powinna być karalna. Oprócz głębokiego westchnienia nie miałam nic elokwentnego do powiedzenia.
- Co powiesz na miłą rozmowę śliczna? – Bezczelny gnój. Piekielnie przystojny bezczelny gnój.
- O odmowie nawet nie ma mowy? – starałam się by w moim głosie nie było słychać drżenia, średnio mi to wyszło.
- Spójrz na mnie i powiedz, że mam sobie iść. Zrobię co mi każesz. – Lubieżny uśmiech wykrzywił jego pełne wargi, a mnie zabrakło tłu.
Bezczelny, bezczelny, bezczelny i pewny siebie.
Cholera!
- Ja… no cóż… mógłbyś… - Och tak, ja i moje odpowiedzi. Mentalnie przywaliłam głową w blat.
- Wyduś to z siebie mała.
Pokiwałam głową i skinęłam ręką na barmana w międzynarodowym geście znaczącym „jeszcze jedną kolejkę”. Może alkohol pomoże mi odzyskać rozum, który albo wziął sobie wolne, albo zagubiłam gdzieś po drodze. Boże Clarie, weź się w garść!
Kelner przyniósł mi kolejnego Cosmopolitana, a ja niemal wyrwałam mu kieliszek z rąk i kilkoma łykami wypiłam wszystko.
- Więcej – mruknęłam. I tak zachowywałam się jak kompletna kretynka wiec chyba kolejne upokorzenie nie zrobi mi, ani mojemu ego większej różnicy.
- Na mój rachunek – Wtrącił się zanim kelner odszedł od stolika.
Za kogo on się do cholery uważa? Może nie należałam do śmietanki towarzyskiej Nowego Jorku, ale stać mnie było na drinka w przyzwoitym lokalu i mój portfel wcale na tym nie cierpiał. A niech go wszyscy diabli. Jego i te cudowne brązowe oczy. Warknęłam dużo głośniej niż zamierzałam i wygodniej rozsiadłam się na kanapie.
- Jesteś jakaś milcząca – Mruknął wprost w moje ucho.
Owiał mnie zapach jego perfum. Pachniał lasem, Martini i miętą. Odurzająca mieszanka. Zakręciło mi się w głowie. Dopiero przymknięcie powiek i dwa głębokie wdechy przywróciły mnie na ziemie. Na Boga, co się ze mną dzieje?
- Ile ty masz lat chłopcze? Od razu zauważyłam jak się puszy. Wydął wargi i żachnął się, chcąc w ten sposób pokazać swoje zdegustowanie. Czyżbym naprawdę go uraziła?
- Dwadzieścia jeden, bo co? – Wybuchłam głośnym śmiechem. Brunet ma szczęście, albo raczej nieszczęście. Z takim niewinnym wyglądem może, co najwyżej porywać dziewczynki w college’u, a nie dziewczyny w klubach pokroju Dizzy’s .
- Słuchaj nigdy nie robiłam za niańkę i jakoś nie specjalnie mnie to kręci. Poszukaj może w agencji tam na pewno się jakaś znajdzie. – Moje chamstwo poraziło nawet mnie. Z ledwością powstrzymałam się przed poszczypaniem go po jego ślicznym policzkach.
Co z tego, że był nieprzyzwoicie przystojny? Jego wiek skreślał go automatycznie. Miałam swoje zasady i nigdy nie spotykałam się z młodszymi facetami. To byłaby ujma na honorze. A może by tak raz?
Clarie Manson, masz się natychmiast wziąć w garść!
W głowie usłyszałam wrzask przyjaciółki, który miał być reakcją na moje niedorzeczne myśli. Chwała ci Stevens, za to, że jeśli cię ze mną nie ma nadal czuwasz nad tym przed kim mam zamiar rozłożyć nogi. Uch. Ta myśl zdecydowanie też nie była przyjemna.
- Nie znasz mnie, a mimo to oceniasz – syknął wyraźnie zirytowany.
- Ty też mnie nie znasz, a mimo to masz nadzieje, że wskoczę ci do łóżka. Nie ta liga, skarbie. – zacmokałam w powietrzu i podniosłam się do pionu. – Ale dzięki za drinka! – Przejechałam dłonią po jego twarzy, niby zupełnie przypadkowo dotykając jego dolnej wargi.
A niech go wszyscy diabli! Miał gładką skórę i piekielnie delikatne usta. Ile ja bym dała żeby poczuć je na sobie. Co ja bym była w stanie z nimi zrobić? Hymn, wyobrażenie sobie tego chłopaka bez nadmiaru ciuchów było nawet przyjemne. Mogłam się chociaż zapytać o jego imię.
*
-
Jeszcze raz to samo! – Krzyknęłam uderzając dłonią w blat. Barman od dobrych
kilkunastu minut mnie ignorował, co doprowadzało mnie do szaleństwa. – Do cholery
czy dostanę tego pieprzonego Cosmo?
- Tobie już chyba wystarczy. – szepnął wycierając szklankę i patrząc na mnie z politowaniem.
No nie! Na ziemi nie ma mężczyzny, który będzie mi mówił, co mam robić, a czego nie. To znaczy już nie ma takiego mężczyzny. Cholerny Kevin, czy on ciągle musi mi chodzić po głowie?
- Słuchaj no chłoptasiu do póki ci macham kartą kredytową przed twarzą i daję ci napiwki masz robić to, co ci każę bez marudzenia! Więc czym prędzej rób mi drinka bo inaczej będę zmuszona udać się do twojego szefa. – Zaśmiałam się złowieszczo widząc jego blednąca twarz. Tak! Miałam ochotę wyrzucić pięść w górę w geście zwycięstwa, ale nie chciałam już dokładać wstydu. Na jeden dzień zupełnie wystarczyło.
Ostatni łyk Cosmopolitana i poczułam, ze uginają się pode mną nogi. Nie wiem jak uda mi się dotrzeć do domu na tych stworzonych przez szatana szpilkach. Cóż, jak widać szatan ma niebywałe wyczucie skoro udało mu się je zrobić takie piękne.
Stanęłam na miękkich nogach i żeby z impetem nie runąć na ziemie przytrzymałam się blatu. Nie jestem pewna, ale chyba widziałam tego cholernego barmana, który kiwał na mnie głowa. Oby to opary alkoholu okupywały mój mózg i tworzyły co raz to nowe obrazy inaczej jutro tu wrócę i załatwię mu śliczne wymówienie.
Świeże powietrze owiało moją rozpaloną twarz i kolejny dziś raz poczułam zawrót głowy. Plan jaki miałam na dziś, czyli upicie się zdecydowanie mogę uważać za zaliczony. Tylko jak ja teraz dotrę do domu? Stanęłam przy krawężniku i starałam się zatrzymać jedną z taksówek. Oczywiście dla kierowców chyba stałam się niewidzialna, gdyż jak jeden mąż omijali mnie nawet nie obrzucając przelotnym spojrzeniem.
- Dupki – mruknęłam i oparłam się o słupek, który był obok. Moje ciało coraz bardziej odmawiało mi posłuszeństwa, a nogi już nie chciały utrzymywać mojego ciężaru. Zachciało mi się wyć, czy ja naprawdę jestem aż tak beznadziejna?
Nagle zatrzymał się przede mną czarny Land Rover SUV. Karoseria błyszczała w świetle przydrożnych latarni, a w ciemnych szybach mogłam zobaczyć swoje odbicie. Nie podejrzewałam nawet, że jestem w aż tak opłakanym stanie. Nie zastanawiając się kto znajduję się po drugiej stronie szyby zaczęłam poprawiać sterczące włosy i rozmazaną szminkę. Moje ruchy nie były nieskoordynowane i powolne, zupełnie jak u małego dziecka. Z resztą tak właśnie się teraz czułam. Bezbronna i pozostawiona samej sobie. W końcu szyba zaczęła powoli opadać, a ja odskoczyłam jak poparzona. A myślałam, że wykorzystałam już na dziś limit upokorzeń.
- Chyba jesteśmy sobie pisani Bella. – Znów ten kiepski akcent i cudne brązowe oczy. Westchnęłam odruchowo. Sama nie wiem czy był to zachwyt jego urodą, czy może ciche wołanie do Boga o pomoc.
- Jestem pijana i zmęczona, wybacz, ale nie mam siły na żadne słowne przepychanki. – Opuściłam głowę chcąc ukryć grymas. Nigdy się nie poddawałam, a kłótnie były dla mnie czymś zupełnie normalnym. Jednak teraz byłam zbyt zamroczona alkoholem i wykończona by się wykłócać z tym małoletnim Bogiem sexu.
Zaraz, zaraz. Czy ja go właśnie nazwałam Bogiem sexu?!
- Wsiadaj podrzucę cię – Drzwi otworzyły się przede mną, a chwile potem chłopak już stał przy moim boku.
- Ty naprawdę myślisz, że wsiądę do auta z chłopakiem, którego imienia nawet nie znam? – burknęłam mierząc go zimnym spojrzeniem.
- Jestem Linc, teraz wsiądziesz czy mam cię zawlec tam siłą? – Jego warknięcie w tej chwili wydawało mi się niezwykle erotyczne.
- Już dobrze tylko nie mów do mnie takim tonem. – Uniosłam ręce w geście poddania się i wywróciłam oczami. Czemu mu tak zależało na tym żebym wsiadła to tego samochodu? Nadal liczył na to, że uda mu się mnie zaciągnąć do łóżka? Chociaż w sumie to nie taki durny pomysł jak wydawało mi się wcześniej.
- Jezu Clarie, o czym ty myślisz.
- Co? – Czy ja to naprawdę powiedziałam na głos? Kolejna kompromitacja. Boże ulituj się!
- Nic, po prostu głośno myślałam. – Mruknęłam u siadłam na tylnym siedzeniu. Hym skórzana tapicerka była przyjemnie miękka i zimna. Chyba zacznę odkładać pieniądze na takie cacko. Dużo miejsca, nie musielibyśmy się gnieść na tylnym siedzeniu jak w liceum. Sporo przestrzeni na różne… rzeczy.
Moje sprośne myśli nawet mnie wyprowadziły z równowagi. Oblałam się rumieńcem i otarłam pot z karku, który się na nim pojawił. Byłam podniecona, podobał mi się młodszy chłopak. Słodki Jezu…
- O czym myślisz?
- O niczym – Wypaliłam od razu jakby na swoją obronę.
- Spokojnie chciałem tylko jakoś zagaić rozmowę. – urwał na moment jakby się nad czymś zastanawiając. – Może mi powiesz, gdzie mamy cie odwieźć?
MY? Czyli ten nadęty, przystojny gnojek ma swojego kierowcę? To już lekka przesada, nikt nie może mieć wszystkiego. No jak widać, jest na tym świecie człowiek, który łamie wszelkie zasady. Sprawiedliwość na tym świecie nie istnieje.
- Spokojnie mała nie mów tyle bo nie nadarzam – Zaśmiał się i zmierzył mnie wzrokiem.
- Jedz autostradą 678 do Throgs Neck, dalej cię poprowadzę. – Kiwnął głową na znak zgody i ruszyliśmy.
Samochód sunął gładko po powierzchni, a przyjemny chłód skóry jeszcze umilał mi drogę. Ciche jęki Beyonce szumiały w tle, ale ja skupiałam się mocno by nie gapić się na chłopaka. Musiałam zaabsorbować resztki mojej silnej woli i trzeźwości umysłu. Na szczęście jeszcze te dwie rzeczy posiadałam w innym razie kto wie co by się teraz działo? Zapewne kotłowalibyśmy się na tylnym siedzeniu jego nowego, wielkiego samochodu, a kierowca miałby doskonały koncert moich jęków. Skrzywiłam się.
- Wiesz, co bym chciał teraz zrobić? – Mruknął w końcu żeby przerwać panującą między nami niezręczną ciszę.
- Mało mnie to obchodzi. – Jęknęłam słysząc jego chrypkę. Taki młody i taki piękny, prezent od szatana.
- Chciałbym cię pocałować.
Słucham?! On to na prawdę powiedział?
Wlepiłam w niego zdziwione spojrzenie i bezwiednie oblizałam usta. Czemu miałam ochotę się na niego rzucić i zedrzeć z niego ubranie? I czemu nagle w tym samochodzie zrobiło się tak gorąco. Zaraz zemdleje. Dobry Boże widzisz i nie grzmisz?!
- Jeśli nie przestaniesz oblizywać ust to na prawdę to zrobię. – Warknął a ja poczułam jak wszystkie mięśnie słodko się we mnie zaciskają. Kilkakrotnie otwierałam i zamykałam usta, ale żaden dźwięk nie przeszedł przez moje suche gardło. – Sama się o to prosiłaś.
I bez ostrzeżenia wpił się w moje usta. Wargami muskał moje, a ja jęczałam cichutko i z ledwością łapałam powietrze. Jak ten chłopak całuje! Jakie on ma usta! Przygryzał moje usta, lizał je językiem i ssał jak szalony. W tej chwili mógł się skończyć świat. Niech się dzieje, co chce. Uchyliłam wargi, a Linc wsunął mi język do środka.
Linc? Co to za idiotyczne imię, a może to jakiś skrót? Całuje się z chłopakiem, którego imienia nie jestem pewna. Ale za to jak całuję! Connie mi będzie zazdrościć.
Z całą stanowczością eksplorował moje wnętrze, jego język muskał moje podniebienie i zęby, by po chwili zacząć namiętny taniec z moim własnym językiem.
- Tobie już chyba wystarczy. – szepnął wycierając szklankę i patrząc na mnie z politowaniem.
No nie! Na ziemi nie ma mężczyzny, który będzie mi mówił, co mam robić, a czego nie. To znaczy już nie ma takiego mężczyzny. Cholerny Kevin, czy on ciągle musi mi chodzić po głowie?
- Słuchaj no chłoptasiu do póki ci macham kartą kredytową przed twarzą i daję ci napiwki masz robić to, co ci każę bez marudzenia! Więc czym prędzej rób mi drinka bo inaczej będę zmuszona udać się do twojego szefa. – Zaśmiałam się złowieszczo widząc jego blednąca twarz. Tak! Miałam ochotę wyrzucić pięść w górę w geście zwycięstwa, ale nie chciałam już dokładać wstydu. Na jeden dzień zupełnie wystarczyło.
Ostatni łyk Cosmopolitana i poczułam, ze uginają się pode mną nogi. Nie wiem jak uda mi się dotrzeć do domu na tych stworzonych przez szatana szpilkach. Cóż, jak widać szatan ma niebywałe wyczucie skoro udało mu się je zrobić takie piękne.
Stanęłam na miękkich nogach i żeby z impetem nie runąć na ziemie przytrzymałam się blatu. Nie jestem pewna, ale chyba widziałam tego cholernego barmana, który kiwał na mnie głowa. Oby to opary alkoholu okupywały mój mózg i tworzyły co raz to nowe obrazy inaczej jutro tu wrócę i załatwię mu śliczne wymówienie.
Świeże powietrze owiało moją rozpaloną twarz i kolejny dziś raz poczułam zawrót głowy. Plan jaki miałam na dziś, czyli upicie się zdecydowanie mogę uważać za zaliczony. Tylko jak ja teraz dotrę do domu? Stanęłam przy krawężniku i starałam się zatrzymać jedną z taksówek. Oczywiście dla kierowców chyba stałam się niewidzialna, gdyż jak jeden mąż omijali mnie nawet nie obrzucając przelotnym spojrzeniem.
- Dupki – mruknęłam i oparłam się o słupek, który był obok. Moje ciało coraz bardziej odmawiało mi posłuszeństwa, a nogi już nie chciały utrzymywać mojego ciężaru. Zachciało mi się wyć, czy ja naprawdę jestem aż tak beznadziejna?
Nagle zatrzymał się przede mną czarny Land Rover SUV. Karoseria błyszczała w świetle przydrożnych latarni, a w ciemnych szybach mogłam zobaczyć swoje odbicie. Nie podejrzewałam nawet, że jestem w aż tak opłakanym stanie. Nie zastanawiając się kto znajduję się po drugiej stronie szyby zaczęłam poprawiać sterczące włosy i rozmazaną szminkę. Moje ruchy nie były nieskoordynowane i powolne, zupełnie jak u małego dziecka. Z resztą tak właśnie się teraz czułam. Bezbronna i pozostawiona samej sobie. W końcu szyba zaczęła powoli opadać, a ja odskoczyłam jak poparzona. A myślałam, że wykorzystałam już na dziś limit upokorzeń.
- Chyba jesteśmy sobie pisani Bella. – Znów ten kiepski akcent i cudne brązowe oczy. Westchnęłam odruchowo. Sama nie wiem czy był to zachwyt jego urodą, czy może ciche wołanie do Boga o pomoc.
- Jestem pijana i zmęczona, wybacz, ale nie mam siły na żadne słowne przepychanki. – Opuściłam głowę chcąc ukryć grymas. Nigdy się nie poddawałam, a kłótnie były dla mnie czymś zupełnie normalnym. Jednak teraz byłam zbyt zamroczona alkoholem i wykończona by się wykłócać z tym małoletnim Bogiem sexu.
Zaraz, zaraz. Czy ja go właśnie nazwałam Bogiem sexu?!
- Wsiadaj podrzucę cię – Drzwi otworzyły się przede mną, a chwile potem chłopak już stał przy moim boku.
- Ty naprawdę myślisz, że wsiądę do auta z chłopakiem, którego imienia nawet nie znam? – burknęłam mierząc go zimnym spojrzeniem.
- Jestem Linc, teraz wsiądziesz czy mam cię zawlec tam siłą? – Jego warknięcie w tej chwili wydawało mi się niezwykle erotyczne.
- Już dobrze tylko nie mów do mnie takim tonem. – Uniosłam ręce w geście poddania się i wywróciłam oczami. Czemu mu tak zależało na tym żebym wsiadła to tego samochodu? Nadal liczył na to, że uda mu się mnie zaciągnąć do łóżka? Chociaż w sumie to nie taki durny pomysł jak wydawało mi się wcześniej.
- Jezu Clarie, o czym ty myślisz.
- Co? – Czy ja to naprawdę powiedziałam na głos? Kolejna kompromitacja. Boże ulituj się!
- Nic, po prostu głośno myślałam. – Mruknęłam u siadłam na tylnym siedzeniu. Hym skórzana tapicerka była przyjemnie miękka i zimna. Chyba zacznę odkładać pieniądze na takie cacko. Dużo miejsca, nie musielibyśmy się gnieść na tylnym siedzeniu jak w liceum. Sporo przestrzeni na różne… rzeczy.
Moje sprośne myśli nawet mnie wyprowadziły z równowagi. Oblałam się rumieńcem i otarłam pot z karku, który się na nim pojawił. Byłam podniecona, podobał mi się młodszy chłopak. Słodki Jezu…
- O czym myślisz?
- O niczym – Wypaliłam od razu jakby na swoją obronę.
- Spokojnie chciałem tylko jakoś zagaić rozmowę. – urwał na moment jakby się nad czymś zastanawiając. – Może mi powiesz, gdzie mamy cie odwieźć?
MY? Czyli ten nadęty, przystojny gnojek ma swojego kierowcę? To już lekka przesada, nikt nie może mieć wszystkiego. No jak widać, jest na tym świecie człowiek, który łamie wszelkie zasady. Sprawiedliwość na tym świecie nie istnieje.
- Spokojnie mała nie mów tyle bo nie nadarzam – Zaśmiał się i zmierzył mnie wzrokiem.
- Jedz autostradą 678 do Throgs Neck, dalej cię poprowadzę. – Kiwnął głową na znak zgody i ruszyliśmy.
Samochód sunął gładko po powierzchni, a przyjemny chłód skóry jeszcze umilał mi drogę. Ciche jęki Beyonce szumiały w tle, ale ja skupiałam się mocno by nie gapić się na chłopaka. Musiałam zaabsorbować resztki mojej silnej woli i trzeźwości umysłu. Na szczęście jeszcze te dwie rzeczy posiadałam w innym razie kto wie co by się teraz działo? Zapewne kotłowalibyśmy się na tylnym siedzeniu jego nowego, wielkiego samochodu, a kierowca miałby doskonały koncert moich jęków. Skrzywiłam się.
- Wiesz, co bym chciał teraz zrobić? – Mruknął w końcu żeby przerwać panującą między nami niezręczną ciszę.
- Mało mnie to obchodzi. – Jęknęłam słysząc jego chrypkę. Taki młody i taki piękny, prezent od szatana.
- Chciałbym cię pocałować.
Słucham?! On to na prawdę powiedział?
Wlepiłam w niego zdziwione spojrzenie i bezwiednie oblizałam usta. Czemu miałam ochotę się na niego rzucić i zedrzeć z niego ubranie? I czemu nagle w tym samochodzie zrobiło się tak gorąco. Zaraz zemdleje. Dobry Boże widzisz i nie grzmisz?!
- Jeśli nie przestaniesz oblizywać ust to na prawdę to zrobię. – Warknął a ja poczułam jak wszystkie mięśnie słodko się we mnie zaciskają. Kilkakrotnie otwierałam i zamykałam usta, ale żaden dźwięk nie przeszedł przez moje suche gardło. – Sama się o to prosiłaś.
I bez ostrzeżenia wpił się w moje usta. Wargami muskał moje, a ja jęczałam cichutko i z ledwością łapałam powietrze. Jak ten chłopak całuje! Jakie on ma usta! Przygryzał moje usta, lizał je językiem i ssał jak szalony. W tej chwili mógł się skończyć świat. Niech się dzieje, co chce. Uchyliłam wargi, a Linc wsunął mi język do środka.
Linc? Co to za idiotyczne imię, a może to jakiś skrót? Całuje się z chłopakiem, którego imienia nie jestem pewna. Ale za to jak całuję! Connie mi będzie zazdrościć.
Z całą stanowczością eksplorował moje wnętrze, jego język muskał moje podniebienie i zęby, by po chwili zacząć namiętny taniec z moim własnym językiem.
Od autorki: Najdłuższy rozdział ever! Nowa historia nowy wygląd!
Dziękuję @AllyCaroline
Dziękuję @AllyCaroline
MATKO BOSKA I KRÓLOWO ANGIELSKA!! WŁAŚNIE ZYSKAŁAŚ PIERWSZĄ CZYTELNICZKĘ NOWEJ HISTORII. JA CHCĘ JESZCZE NO, ZA SZYBKO SIĘ SKOŃCZYŁO. ;( A SZABLON TO DROBIAZG, NIE MA ZA CO <3 CZEKAM NA 2 I DZIEWCZYNO TWÓJ STYL PISANIA *________* MALINA ASDFGHJK
OdpowiedzUsuńWow zawaliste !!!!! Mam nadzieje ze jak bedzie scena erotyczna to ją opiszesz :p czekam na nn!!!
OdpowiedzUsuńijaaaa*.* oj oj oj jak zwykle mnie powalasz!*.* zauważyłam, że taka tematyka bardzo dobrze Ci "leży":D:D no wiesz... pierwsze opowiadanie na ma-dependance... to drugie co teraz prowadzisz jest nieco inne, ale zdarzają się "ostre sceny" i teraz to... no normalnie myryryryyy:D:D chodzi mi o to, że przez Ciebie zaczynają mi się podobać takie rzeczy a to jest złe xD hahaha:D:D jestem pewna, że stanę się "zagorzałą czytelniczką":D:D czekam na kolejny rozdział bejbe!:D buziaki:*:*:* [random-way.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńOMG OMG ja nie moge czy wszystko za co sie bierzesz musi byc takie perfekcyjne? Kolejne opowiadanie w ktorym juz sie kocham. Czekam na 2. Kocham <3 @dreamjariana
OdpowiedzUsuńNoooooooo strasznie mi się podoba. Uwielbiam, jak główna bohaterka jest taka zadziorna hahah. Jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwinie. Zapraszam do niebie: http://playing-with-fiire.blogspot.com
OdpowiedzUsuńW nagłówku kajdanki i stanik z ćwiekami, ona woli z kimś spać, on się pieprzyć, ona starsza, on bardziej dominujący. I pytanie brzmi KTO BĘDZIE ULEGŁYM?! Anżi, zatłukę Cię za to. Nawet mi nie powiedziałaś o planach na nowe opko! i to jeszcze TAKIE!! Bo się nie mylę, prawda? :dd
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... Dobry, coś się kroi... trochę rzeczuwam... ALE ZASKOCZ MNIE bejb <33333
Dawaj 2 !!!!!
Aga ;)
Jestem w szoku! jakby to była książka 200stron to czytałabym do końca, nawet jeśli zajęłoby mi to całą noc! Świetne! trzymaj tak dalej
OdpowiedzUsuń